Już pojedyncza zemsta smakuje słodko, ale jeśli nagle dokonuje się ich kilka i to w niezwykle oryginalny sposób…
Celem okazuje się niezbędny element anatomii kobiecej po żmudnym kursie akrobacji cyrkowej, wykorzystywany perfidnie i z wyrachowaniem, szerząc zamęt i mnóstwo zawirowań damsko-męskich.
Pewien oprych ze złamanym sercem, po latach poszukiwań, odnajduje niewierną. Niczego niepodejrzewająca żona czyta absurdalny pozew rozwodowy. Omotany erotycznym szaleństwem mąż żąda separacji od stołu i łoża, acz z mizernym skutkiem…
Emocje szaleją w biurze projektów i na terenie budowy przyszłego wesołego miasteczka. Heroina romansów opala zasadniczą część ciała kawałkami i w ciągłym ruchu. Zewsząd nadlatują krwiożercze kawałki drutów kolczastych, butelki z kwasem i przedpotopowe narzędzia tortur…
A w środku tego wszystkiego potomek historycznych wikingów, o uzębieniu całkiem normalnego koloru, spokojnie wcina hektolitry polskich flaków…
Natychmiast okazało się, że nikt nie wie, kim byli przyjezdni. No owszem, poszła wieść, że to jakiś ważny z telewizji z sekretarką. Z zeznań świadków wynikło, że szukał plenerów do nowego filmu, znaczy oglądał okolicę, a sekretarka zapisywała co widzi. Sprzęt posiadał, te tam jakieś kamery, aparaty fotograficzne, komputerek, z ludźmi gadał i głównie pytał, ile by chcieli za wynajęcie domu na zdjęcia. Reszta szczegółów społeczeństwu umknęła i do nikogo jego nazwisko nie dotarło. Nazwisko sekretarki tym bardziej. Mówił do niej „Małpeczko”, co w żadnym wypadku nie mogło być imieniem chrzestnym w chrześcijańskim kraju, a fakt sypiania z nią był czymś tak zwyczajnym, że nikt się nim nie przejął. Zenia z Małpeczką była w doskonałej komitywie i wręcz się za- przyjaźniły.