W sielską atmosferę popołudniowego brydża wdziera się umundurowana jednostka policyjna, szukając ofiary kolejnego porwania. I dom pisarki Joanny Chmielewskiej staje na głowie. Kogo tym razem porwano i pozbawiono fragmentu ucha? Dzielna szajka rodzinno-przyjacielska tropi mafię kulturalnych i nieco mniej kulturalnych porywaczy, a pomaga im wścibska od zawsze nastolatka, pękająca od plotek krawcowa, krakowski artysta plastyk i prywatnie przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości. A do tego wszystkiego dochodzą porządne zawirowania uczuciowe. Za zdolnym palantem, który niczego nie kończy lata taka jedna, może i druga. Za taką jedna lata następny, który nawet zdrową nerkę, mógłby poświęcić w imię miłości. A Laskowska ma krótkie nóżki...
Detektywi Joanny Chmielewskiej, żywiąc się oryginalnymi potrawami, z których na prowadzenie wychodzą odgrzewane kotlety mielone, i popijając skomplikowane mieszaniny trunków, rozwiązujące języki, odkryją szokującą prawdę.
Moj stół, mimo iż dość wąski, w stanie złożonym wystarczał w zupełności na sześć osób. Akurat został rozłożony i rozciągnięty na całą długość, bo tuż przedtem porozkładane na nim były rozmaite papiery, przeważnie służbowe, przeglądane, podpisywane i porządkowane, teraz już pochowane w teczkach. Rozciągnięty, mieścił wokół siebie dziesięć osób swobodnie, a dwanaście w lekkiej ciasnocie, siedem natomiast mogło tarzać się w luksusie. Tyle że musiał stać nieco skosem, bo inaczej brakowało możliwości przechodzenia dookoła, z czego wynikło, że siedziałam niejako w kącie.